Na Erasmusa pojechałam wspólnie z sześcioma osobami z naszej szkoły. Wszystkich znałam dość dobrze i wiedziałam, że na pewno stworzymy zgraną paczkę. Cieszyłam się, że nie jadę tam sama, bo na początku obaw było mnóstwo, a myśl, że będą tam znane mi osoby jakoś dodawała mi otuchy. Nie był to mój pierwszy wyjazd za granicę, ale obawiałam się, że trzy miesiące, to strasznie długo i tęsknota za domem nie pozwoli mi w pełni cieszyć się tym wyjazdem.

Naszym celem był udział w programie Erasmus pt.: „Uczenie się przez całe życie”. Program polegał na odbyciu praktyk we współczesnej włoskiej firmie, w naszym przypadku było to gospodarstwo rolne. Mieliśmy nauczyć się funkcjonowania przedsiębiorstwa i wykonywać prace pomocnicze. Od początku pobytu byłam trochę onieśmielona i wstydziłam się mówić po angielsku, trema szybko minęła i okazało się, że mój angielski jest całkiem dobry. Z komunikacją nie było najmniejszych problemów. Zresztą opieka osób pracujących z nami była tak dobra, że jeśli ktoś miał pewne problemy z komunikacją, to zupełnie nie było się czym stresować.

Miasto Bagnacavallo, bo tam odbywały się praktyki, przywitało nas piękną pogodą, uśmiechami życzliwych i pomocnych ludzi. Jeśli ktoś nie zna dobrze geografii Włoch, to warto wspomnieć, że miasteczko położone jest w północno-zachodniej części włoskiego „buta”. Blisko stąd do Rawenny, Bolonii i morza Adriatyckiego. Bagnacavallo to urocze, historyczne miejsce z tradycyjnym, średniowiecznym Starym Miastem i romańskimi zabytkami. Jego nazwa podobno pochodzi od gorących źródeł, gdzie wyleczono konia cesarza Tyberiusza.

Przez trzy miesiące pracowaliśmy w dużym gospodarstwie rolnym, gdzie oprócz uprawy roli, kwiatów i drzew znajduje się stadnina koni. Firma, na początku tylko rodzinna z biegiem czasu rozrosła się i obecnie dysponuje pokaźnym personelem i majątkiem. Podczas praktyk robiliśmy dosłownie wszystko: od prac biurowych, przygotowania zamówień do wysyłki, po prace typowo ogrodnicze: sadzenie drzew, kwiatów, pielęgnację roślin i moje ulubione zajęcie, czyli opiekę nad końmi. Mieliśmy także fachową pomoc i wsparcie w postaci opiekunki – Marii. Bardzo sympatycznej, młodej, uśmiechniętej Włoszki, która zawsze miała dla nas czas. Bardzo wyrozumiała i cierpliwa, dawała nam przez cały pobyt wsparcie, którego czasem potrzebowaliśmy. Kontakt z Marią mamy do dziś. Piszemy e-maile, rozmawiamy na skype. Zresztą takich znajomości jest więcej. Mamy nadzieję, że zawarte przyjaźnie przetrwają i będzie nam dane spotkać się kiedyś ponownie.

W wolnych chwilach mieliśmy czas na zwiedzanie miasteczka, próbowaliśmy włoskiej kuchni, rodzimych specjałów i win. Kilkakrotnie mieliśmy okazję gościć na kolacji u naszych gospodarzy – było pysznie. Czas pozwolił nawet na to, żeby wypuścić się dalej i dzięki temu byłam w Rzymie, Rawennie i Wenecji.

Wakacyjny Erasmus, który spędziłam we Włoszech był dla mnie czasem magicznym. Poznałam wielu ludzi, zdobyłam cenne przyjaźnie, podszlifowałam angielski i zaczęłam mówić trochę po włosku. Jeśli byłoby mi dane skorzystać z takiego wyjazdu ponownie nie wahałabym się ani chwili. Do Włoch na pewno wrócę, pewnie nie z programem Erasmus, ale prywatnie. Zabiorę ze sobą rodzinę, aby wspólnie ze mną doświadczyli magii tego kraju i ujrzeli jego piękno.

AG